Jakiś czas temu na portalach społecznościowych i stronach branżowych zrobiło się głośno na temat książki „Możesz jeść wszystko”, autorstwa Jakuba Mauricza i Aldony Sosnowskiej - Szczuki. Niektórzy z Was pewnie powiedzą: „Co z tego? Kolejna książka o odżywianiu”. Z jednej strony racja, a z drugiej… to tak jakby powiedzieć, że wystarczy Wam Maluch, gdy za tą samą cenę możecie mieć Ferrari. Kumacie o co chodzi? ;)
Naprawdę cieszę się, że to właśnie ta pozycja jest pierwszą, którą mam przyjemność zrecenzować na swojej stronie. Tym bardziej, że była to chyba pierwsza książka, którą zakupiłem „w ciemno”, a uwierzcie mi… zazwyczaj poświęcam naprawdę sporo czasu na research przed zakupem. Tu tego nie było. Powiedziałem sobie: „Mauricz wydaje książkę? Najwyższy czas – co tak późno!?”.
Treść książki – Faktycznie „Możesz jeść wszystko”
W momencie, gdy ktoś rzuca terminem „dieta”, większość ludzi oczami wyobraźni widzi niemal pusty talerz z odrobiną warzyw. Jednocześnie kojarząc dietę z katorgą i zmuszaniem się do głodówki, dla osiągnięcia założonego celu. Cóż… Jak to się mówi: „Chcesz wyglądać, musisz cierpieć”. Czyż nie? No właśnie nie do końca. Wiadomo, że lepiej stawiać na żywność dobrej jakości, jak najmniej przetworzoną, z zaufanego źródła. Nie oznacza to jednak, że nie możemy jeść ze smakiem tego, co lubimy. Kto powiedział, że nie wolno nam zjeść grillowanej karkówki czy kanapek z rostbefem, zamiast „fit sałatki”? To wszystko zależy… Od potrzeb i stanu naszego organizmu, rodzaju czy pory wysiłku fizycznego oraz wielu innych czynników. Dieta powinna być smaczna i zarazem służyć – zarówno celom sportowym, jak też zdrowiu i samopoczuciu. Właśnie do tego nawiązuje książka Jakuba i Aldony.
Przewracając pierwsze strony, napotykamy dość obszerny spis treści, co z jednej strony może lekko dziwić, bo pozycja nie jest potężnym tomiszczem… Cóż, kiedyś miałem okazję współpracować z Kubą, śledziłem jego pracę i z zainteresowaniem czytałem (czytam wciąż) jego artykuły. Zatem naszła mnie pewna myśl: „Skoro spis jest bogaty, a książka nie grzeszy szczególną grubością (choć ok. 200 stron, to wcale nie taka mała ilość), to zawarte w niej informacje muszą być odpowiednio skondensowane”. BINGO!
Swoją drogą, bardzo fajnym akcentem jest wstęp, w którym Aldona odwołuje się do własnych doświadczeń, opisując pokrótce jak było kiedyś i przechodząc do swojego aktualnego podejścia żywieniowego. Zwiększa to oczywiście wiarygodność zawartych porad i daje do zrozumienia, że autorzy nie są z kosmosu czy nie reprezentują całkiem odmiennego gatunku – też są ludźmi. To nie kolejny, suchy poradnik, a strony przepełnione kąskami wiedzy, podane na czystej tacy. W skrócie: realne porady (opcje) pomagające rozwiązać realne problemy zwykłych ludzi. Wystarczy odrobina chęci i determinacji. Znajdujemy tam również przestrogę - popartą własnym przykładem – służącą jako swego rodzaju drogowskaz. W kwestii żywienia nie popadajmy ze skrajności w skrajność. Krok po kroku, stopniowo do celu – absolutna podstawa. Nie wspominając już o fakcie, że to o wiele zdrowsze dla organizmu ;)
Już sam układ (działy) książki jest bardzo dobrze przemyślany, dzięki czemu treść i poruszane zagadnienia stają się bardziej klarowne. Właściwą lekturę rozpoczynamy od części związanej z mitami żywieniowymi, gdzie tytuł stanowi teza (krążący w obiegu mit), a treść wyjaśnia „z czym to się je” w rzeczywistości. Następnie przechodzimy do roli i sposobów zmiany nawyków żywieniowych, w odniesieniu do konkretnych sytuacji.
Przykładowo: „Jak przeprowadzić zmianę nawyków żywieniowych, aby była trwała i przyniosła spodziewane efekty” czy „Dlaczego waga stoi w miejscu?”. Część trzecia, czyli „Co warto wiedzieć o jedzeniu?”, to w zasadzie odpowiedzi na mniej lub bardziej powszechne dylematy związane z konkretnymi produktami czy składnikami, często w połączeniu z przepisem.
Przykładowo, sałatka z grillowanym łososiem i mango, poprzedzona informacjami na temat tłuszczów. Dla niezorientowanych: tak, nasycone kwasy tłuszczowe pochodzenie zwierzęcego wspierają ciało i umysł, jednocześnie dobrze sprawdzając się w diecie ;) Po przejściu przez „odrobinę teorii” następuje zwieńczenie w postaci zdrowych i smacznych przepisów, które bardzo łatwo wdrożyć do swojego jadłospisu.
Przykładowy przepis:
Kokosowy pudding z chia. Składniki (na 4-5 porcji):
- 400 ml mleka kokosowego (1 duża puszka),
- 100 ml mleka migdałowego lub wody,
- 4 łyżki stołowe nasion chia,
- 1-2 łyżeczki syropu z agawy lub innego słodzika (opcjonalnie),
- 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego (opcjonalnie),
- owoce, syrop lub koinfitura do dekoracji.
Przygotowanie:
Do miski wlej obydwa rodzaje mleka, ziarna chia oraz jeśli używamy, syrop z agawy i wanilię. Wszystko mieszaj intensywnie trzepaczką przez 1-2 minuty, przelej do przygotowanych szklanek lub słoiczków i odstaw do lodówki na przynajmniej 3 godziny lub na całą noc. Następnego dnia gotowy pudding udekoruj świeżymi owocami.
- Wartość energetyczna: 231 kcal
- Wartości odżywcze: B 5g, W 10g, T 19g.
Podsumowanie i opinia własna
„Możesz jeść wszystko” pokazuje nam dlaczego, w jaki sposób i że faktycznie możemy jeść wszystko (no, w granicach rozsądku ;) ).
Z doświadczenia wiem, że niezmiernie trudno jest upakować solidną porcję wiedzy w spójną, przejrzystą, a co najważniejsze zrozumiałą dla każdego, zajmującą stosunkowo niewiele miejsca formę. Wymaga to zdolności analizy, świadomości na temat potrzeb odbiorców i rozumienia tematu na 110%. Na myśl od razu nasuwa mi się mądry cytat, często stosowany i wbijany do głowy przez jednego z moich nauczycieli: „Jeżeli nie potrafisz czegoś prosto wyjaśnić - to znaczy, że niewystarczająco to rozumiesz”. Znajdujemy tu wszystko, czego potrzeba odbiorcy do zadbania o świadomość żywieniową, poprzez sposoby realizacji i przykładowe przepisy, mieszczące się w ramach poruszanych zagadnień.
Z mojego punktu widzenia, jako pasjonata i autora z wieloletnim doświadczeniem, brakuje mi wyłącznie drugiego tomu dla bardziej zaawansowanych oraz głodnych wiedzy czytelników ;) W skrócie: bardziej szczegółowe i naukowe wejście w konkretne kwestie. Chociaż… Taka, a nie inna forma - dzięki której pozycja jest dostępna dla wszystkich – zapewne była w planie i to również jest jak najbardziej na plus. Wszak trzeba szerzyć światło w mroku - nieprawdaż? Kto wie, może gdzieś w głowie rodzi się już materiał na kolejną publikację książkową?
Lekturze oddałem się z czystą przyjemnością i jestem zadowolony, że akurat w tym przypadku powiedziałem sobie: „biorę w ciemno”.
P.S.
Dziękuję za dedykację. Zadziałała bardzo dobrze, dodatkowo napędzając do dalszego szerzenia świadomości zdrowotnej i pokazując, że wysiłki choć w małym stopniu są zauważalne. Czekam na kolejną książkę!